top of page

Jestem a

Grzegorz Filimonczuk - Będę wspominał łaski Pana - str.1

 

 

 

Moje nawrócenie się do Boga

Wojskowe koszary, w których służyłem, znajdowały się w Gdyni, niedaleko Danziga (port na Morzu Bałtyckim, teraz Gdańsk). Jednej nocy miałem sen. Niby byłem w domu i jadłem dojrzałe wiśnie, a sok spływał mi po policzkach. Zrozumiałem, że zostanę ranny. Rano przed atakiem wszystkich dla śmiałości poczęstowali wódką, ale mi było ciężko na sercu, nie piłem i nie jadłem śniadania. Za niedługo przystąpiliśmy do ataku. Przed moimi oczami coś błysnęło, strzeliło jak grom, wtedy odczułem jak siadam na ziemię, potem straciłem przytomność.

W tej minucie byłem w domu, przy swoich rodzicach, powitali mnie winem i cieszyli się z mojej obecności. Kiedy otworzyłem oczy to ujrzałem najpierw nad sobą błękitne niebo. Leżę na plecach, niczym nie mogę poruszyć, a z lewej strony nad piersią płynie fontanna krwi, opada na pierś, tryska we wszystkie strony.

Przyszła myśl „Wykrwawię się i umrę”. Podniosłem oczy do nieba i myślach powiedziałem:” Boże jeżeli jesteś, tam w górze, to uratuj mnie, a ja będę Ci służył. Tak bardzo chcę zobaczyć moją mamę i chatę, a jak nie to znaczy , że Ciebie nie ma i mogę umrzeć.” W tej chwili krew przestała tryskać fontanną, podeszli sanitariusze, wrzucili mnie na wózek i zawieźli do punktu opatrunkowego. Położyli mnie na ziemi, ale nagle przechodzi pomiędzy rzędami dziewczyna w białym fartuchu, popatrzyła na mnie i głośno zakrzyczała:„Nosze do mnie”, Zanieśli mnie na operację, a ona nie odstępuje ode mnie i błaga chirurga: „Szybciej, ratujcie go”. Nie mogłem mówić. Patrzę, rzucają kawałki mojego ciała do jakiegoś naczynie. Podłączają do szyi wężyk z krwią, bandażują ręce, przewiązują talie, zakładają gips na nogę. Bóle straszne, pierś spuchła. Ta dziewczyna zbiera swoje koleżanki i one oddają dla mnie krew. Gdy po operacji odnieśli mnie na bok, została przy mnie sanitariuszka. Bardzo mną trzęsło, a ona płakała, wycierała moją twarz z krwi i brudu. Podjechał samochód, którym odprawili mnie do szpitala. Leczyli dobrze, opatrunki zmieniali sami lekarze. Nawet w nocy przychodzili i siadali obok łóżka. Miesiąc czasu trzymali pod obserwacją, a kiedy położyli mnie do wagonu, to przyszła główna lekarka, która jeszcze raz oglądnęła rany, nałożyła dodatkowy gips, powiadomiwszy mnie, że prosiła o to ta nieznajoma dziewczyna. Lekarz powiedział jej imię, ale nie mogłem go zapisać, ręce odmawiały mi posłuszeństwa. A nawet jeślibym zapisał, nie miałem gdzie schować, cały byłem w bandażach, bez odzieży.

Ranny zostałem 22 marca 1944 roku, a do domu powróciłem po komisji, kiedy były już żniwa. Przyszedłem do swojej chaty, która cudem ocalała- wokoło wszystkie spalone i w ruinie. Życie potoczyło się po staremu, częste picie, hulanie. W niedługim czasie urodził mi się syn. O nawróceniu zapomniałem, o tym co obiecałem Bogu jak byłem ranny. Ale pewnego razu zamyśliłem się nad tym. Jeżeli Bóg mnie tak wyratował, to dlaczego mu nie służę, dlaczego nie szukam wyjścia z mojej sytuacji? Stanąłem na kolana i mówię: „Boże, jeżeli Ty jesteś i mnie wyratowałeś, to odkryj się i powiedz, jak mam Tobie służyć”?

Ale jeszcze przed tym miałem sen. Niby przechodzę przez sąsiednią wieś i zachciało mi się pić. Koło krynicy stała bardzo ładna dziewczyna w białej sukni, nabrała wody i czekała, kiedy podejdę. Podawszy mi wodę powiedziała, abym zawitał do szkoły, która była obok. Wszedłem. Wszystkie ławki były zajęte przez ludzi, a z przodu jedno wolne krzesło, na którym posadził mnie nauczyciel i powiedział: „Lekcja dawno się zaczęła, a ty się bardzo spóźniłeś, ale twoje zadanie ci podyktuję”. Na ścianie wisiała wielka szkolna tablica, po której zaczął rysować kredą wielką budowlę na ludzkich kościach, a na dachu dwaj ludzie: Lenin i Stalin. Nauczyciel mówi: „Ty budujesz tę oto carską budowlę, a ty masz budować to! I zobaczyłem nową budowlę, kościół, a na dachu, tam gdzie znajduje się kopuła kościoła, uśmiecha się do mnie Jezus Chrystus, wyciągający do mnie ogniste dłonie, prosi, aby pójść do Niego.

Przebudziłem się. Wszystko to zmusiło mnie stanąć na kolana i jeszcze raz zapytać Boga, czy na pewno On mnie wyratował? Rano poszedłem do pracy. Pracowałem wtedy jako księgowy w nadleśnictwie naszej wioski. Robota nie kleiła się, a ja nawet na liczydle liczyć nie mogłem. Coś mi mówiło: „Idź do domu”. Wreszcie podporządkowałem się temu wewnętrznemu głosowi i poszedłem. W domu nikogo nie było. Wszedłem do ostatniego pokoju, usiadłem na drewnianym łóżku, które kiedyś zrobił mój wierzący wujek Stefan i wyjechał do Argentyny. Wyczuwałem, że cos się stanie. I w tej minucie w domu zajaśniało i w wielkim świetle ujrzałem człowieka; nogi miał w chmurze, twarz świetlistą, łaskawą, biała odzież bez guzików, jakby z króliczego białego puchu. Nogi mi się zatrzęsły i przestraszyłem się, ale On mówi do mnie: „ Nie bój się. Jam anioł Gabriel. Ty dzisiaj prosiłeś Wszechmogącego, ażeby ci się odkrył i powiedział co masz robić. Ja byłem z tobą na froncie i kiedy ty byłeś ranny, ja zrobiłem wszystko, aby cię uratować. Tej dziewczynie, która była kierownikiem wydawało się, że ty jesteś jej bliską rodziną i ona cię ratowała”. Anioł miał księgę. Otwierał stronice, na których jak w telewizji widziałem co jest i co będzie w ostatecznych czasach na Ziemi. I powiedział do mnie: „A teraz sam wybieraj kierunek swojego życia. Jeżeli chcesz być zbawiony, to idź do wierzących, którzy mieszkają tutaj w wiosce i żyj według Słowa, jak i oni żyją według Słowa, które jest zapisane w Ewangelii, a ja będę ciebie ochraniał. I On znikł.

Po tym wydarzeniu, poszedłem nareszcie na zebranie. Wziąłem ze sobą jeszcze dwóch chłopaków z wierzących rodzin, ale takich jak ja. Nabożeństwo odbywało się w drugiej części mojego domu, tam gdzie mieszkała moja ciotka Krystyna i jej dzieci: Leonid, Lidia, Piotr i Wiktor (mąż zginął na froncie). To była niedziela. Zebranie odbywało się szumnie, przyjechał kaznodzieja, Sergiusz Banada. Wcześniej było zebranie na którym pokutował i otrzymał chrzest w Duchu Świętym mój brat cioteczny, Leonid. Przez ścianę słyszałem jak oni się tam modlili. Moja siostrzyczka Lidia modliła się po niemiecku. Myślałem, gdzie ona się nauczyła, ale kiedy zagadnąłem do niej po niemiecku, niczego nie rozumiała, a odpowiedziała mi, że to Bóg i, że przez nią było trochę powiedziane o mnie.

Wieczorem znowu było nabożeństwo. Pod koniec podszedłem z kolegami do stołu i zapytałem co to za język, którym oni się modlą i skąd go znają? Banada zaczął nam wyjaśniać. Otworzył miejsce w Dziejach Apostolskich, gdzie napisano jak Duch Święty wypełnił apostołów, przeczytał o domu Korneliusza i inne miejsca. Miałem o sobie wysokie mniemanie i nie chciałem powiedzieć, że też bym chciał to wszystko otrzymać i, że przywiódł mnie tutaj anioł. Pokutować się nie odważyłem. Myślałem: „Innym razem, teraz jeszcze za wcześnie”. Mówię do Banady: „ No cóż,- wy jesteście święci. My grzeszni pójdziemy, a wy zostańcie i pomódlcie się za nasze grzeszne dusze”. Podnieśliśmy się wyjść, a Banada mówi: „Dlaczego mamy pomodlić się później? Teraz się pomodlimy”! Stanęli na kolana. Przejście nam zamknęli, patrzę, moi chłopcy już na kolanach, a jeden z nich płacze. „A dlaczego ja stoję”? -pomyślałem. Stanę i ja na kolana. Klęczę i nie wiem co mówić, a Banada do mnie: „Módl się”. Ja odpowiadam, że nie umiem. „To mów za mną”. Powtarzam: „Panie, oczyść Duchem Świętym moją duszę i krwią Swoją obmyj moje serce”. Mówię do Banady: „Powtórz, bo zapomniałem”. On powtórzył i kiedy ja otworzyłem usta, aby powiedzieć te słowa, Banada położył na mnie rękę i poczułem jakby ktoś mnie żarem posypał, coś mówię, krzyczę, macham rękoma, wstaję na nogi, nie czuję, że mam buty, jakbym zawisł w powietrzu. Widzę biegnie moja mama, klęka i mówi: „Synu gdzie ty, tam i ja. Będziemy służyć Panu”. Nie wiedziałem, że moja mama od kiedy poszedłem do wojska, aż do tego dnia, zawsze pościła i modliła się o mnie, aby Bóg wrócił mnie żywego do domu i wierzyła, że tak będzie. Rok nie otrzymała wiadomości ode mnie, ale z wiarą czekała na mój powrót.

To była Wielkanoc 1948 roku. „Chrystus Zmartwychwstał”- mówili ludzie. Ja także powstałem z martwych swoich uczynków do Życia Wiecznego w Jezusie Chrystusie. To był dzień mojego zmartwychwstania.

Odpowiedzi na lekcję

Dziękuję za wpis proszę czekać na odpowiedź

bottom of page